Warszawa to nie Kijów. Protesty pod Sejmem to tylko demonstracje, a nie Majdan
Wyczuwalna u niektórych tęsknota za Majdanem świadczy o nieświadomości tego, jak ten protest wyglądał. To nie był piknik. Raczej trzy miesiące koczowania w namiotach, czasem przy minus dwudziestu stopniach. Smród przepełnionych toi toiów, grypy, potu i kanapek z czosnkiem. Ataki milicji i prorządowych, dresiarskich bojówek. Majdan to w końcu liczenie trupów kolegów i ich pogrzeby pod sinym, zimowym niebem. Kac i trauma. Takie rewolucje mało mają romantyzmu - piszą w DGP Michał Potocki i Zbigniew Parafianowicz.