Wojna domowa w Syrii przynosi zaskakujące zwroty akcji. Przez kilka lat owocowała zbliżeniem Ankary i Moskwy. Dwaj rządzący twardą ręką autokraci – Recep Tayyip Erdoğan i Władimir Putin – stopniowo odkrywali, że mają ze sobą wiele wspólnego.
Za sprawą tej przyjaźni ciepłe relacje USA z Turcją zmieniły się we wrogość. Gdy Erdoğan zdecydował, że nowy system obrony przeciwlotniczej kupi od Moskwy, w Waszyngtonie zawrzało. W odwecie USA wstrzymały przekazanie Ankarze już kupionych myśliwców F-35, zaś po groźbach sankcji zdawało się wręcz, iż jej dni w NATO są policzone. Porzucenie Paktu oraz przyjaźń z krajem, który przez trzy stulecia stanowił śmiertelne zagrożenie, dla Turcji byłyby zaskakującą woltą – choć interesy często są najlepszym lekiem na starą nienawiść.
Jednak wystarczyło, by syryjskie wojska wspierane przez rosyjskich żołnierzy wkroczyły do syryjskiej prowincji Idlib, a braterstwo dwóch dyktatorów zaczęło się chwiać. Ankara już wielokrotnie ostrzegała, że rebelianci władający tą nadgraniczną prowincją znajdują się pod jej opieką. Tymczasem siły wykonujące rozkazy reżimu Baszara al-Asada ostrzeżenia te zignorowały. Tydzień temu, gdy w nalocie syryjskich samolotów (być może pilotowanych przez Rosjan) zginęło 29 tureckich żołnierzy (nieoficjalnie mówi się nawet o 100), cierpliwość Erdoğana wyczerpała się. Odwetowe uderzenia pokazały bojowe możliwości tureckich dronów i myśliwców F-16 – zginęło kilka tysięcy żołnierzy al-Asada, utracono też większość ciężkiego sprzętu. Ilu zginęło przy tej okazji Rosjan, nie wiadomo, ale pewnie sporo, o czym najlepiej świadczy pośpiesznie organizowane spotkanie Erdoğana z Putinem. Najwyraźniej obaj nadal chcą współpracować, jednak dobra wola sułtana i cara nie przekreśli sprzecznych interesów dwóch mocarstw. Zwłaszcza gdy nie zmieniają się one od wieków.
Reklama
Bliźniaczy wrogowie
Reklama
Ambicje Piotra Wielkiego, by stworzyć najpotężniejsze mocarstwo Europy, o mały włos nie upadły 10 lipca 1711 r. Wcześniej, po latach porażek w wojnie ze Szwecją, carska armia wreszcie zdobyła przewagę. Pobity w bitwie pod Połtawą król Karol XII zaczął jednak szukać pomocy w Stambule. Car nie zamierzał zostawić w spokoju wroga, wiedząc, że ten namawia sułtana Ahmeda III do wypowiedzenia wojny Rosji. „Turcy nie mogli pogodzić się z utratą Azowa i z pojawieniem się rosyjskich okrętów na Morzu Czarnym. Ponadto obawiali się, że po pokonaniu Szwecji cała potęga Rosji zwróci się przeciwko nim, i woleli uprzedzić uderzenie” – wyjaśniają Wojciech Morawski i Sylwia Szawłowska w opracowaniu „Wojny rosyjsko-tureckie od XVII do XX wieku”.
Ahmed III nie miał tak naprawdę wyboru, bo Rosja i Turcja były zbyt podobnymi państwami, by pokojowo współistnieć. Turcy po wchłonięciu Bizancjum wdarli się do Europy – tak ukształtowała się monarchia oparta na absolutnych rządach sułtana. Władca Turków uznawał się również za kalifa, religijnego przywódcę wszystkich wyznawców islamu. Trzecim z filarów Imperium Osmańskiego stała się ekspansja. Najazdy na sąsiadów spajały państwo, a gdy ich zaprzestawano, szybko wychodziły na wierzch słabości zacofanego oraz przeżartego korupcją kraju. Tak samo prezentowała się samodzierżawna Rosja. Władający nią car albo budził grozę, albo ryzykował smutę. Tyle że Imperium Romanowów było państwem młodszym od tureckiego, pełnym ambicji i dopiero co zabrało się za pożeranie Polski.
Paradoks sytuacji polegał na tym, że Turcja przez półtora wieku zmagała się z Rzeczpospolitą, kilka razy bezskutecznie próbując podboju. Wreszcie połamała sobie zęby, gdy Jan III Sobieski na czele wojsk antytureckiej koalicji zwyciężył pod Wiedniem. Po tej klęsce Imperium Osmańskie nie potrafiło wzbudzać już wcześniejszego respektu. Tymczasem Piotr Wielki znakomicie wykorzystał ten czas na modernizację państwa – pokonał Szwecję i przejął kontrolę nad pogrążoną w anarchii Rzeczpospolitą. Zmieniając układ sił w Europie – podstarzała Turcja znalazła się sam na sam z młodą Rosją.