Magdalena Rigamonti: Były kolejki do ojca?
O. Roman Bielecki: Były. Na internetowej stronie mojego klasztoru jest informacja, kto spowiada i o której godzinie – ludzie wybierają. Daliśmy im taką możliwość, bo ktoś lubi krótko i na temat, a ktoś lubi dłużej, bo chce np. przy okazji o coś zapytać.
I ludzie ojca wybierali.
Ale wybierali też innych. Proszę mi nie kazać się porównywać. To odbiera radość życia. Nam, księżom, także.
Reklama
A spowiada ojciec przez internet?
Reklama
Takiej możliwości Kościół nie daje. Mogę wysłuchać, mogę porozmawiać, ale nie rozgrzeszyć. Za papieżem Franciszkiem podpowiem, że jeśli nie można przystąpić do sakramentu spowiedzi, to oczyszcza nas doskonały żal za grzechy.
Czyli ksiądz nie jest potrzebny.
Uważam, że jeśli ktoś ma się zmienić, to wyłącznie dzięki świadectwu. Bóg wyciąga rękę do wszystkich, Ewangelia to historie ludzi, którzy mieli straszne życiorysy, a znaleźli sens życia. Odprawiam msze, także przez internet, mówię o swoim życiu. Bo narobiłem w nim głupot. Wiem, co to znaczy okłamać bliskiego albo nosić w sobie zaciętość czy nienawiść. Długo nosić. Trudno mi było przebaczyć komuś, kto mnie skrzywdził. Przebaczyłem. I to się stało mocą, która nie jest ze mnie. Mocą Jezusa i kawałka umierania we mnie.
Kawałka umierania?