Wstrząsający autentyzm... Nie da się tego wyprzeć [RECENZJA FILMU O BEKSIŃSKICH]
"Zosiu… Beksińska umarła" – krzyczy z pokoju do pokoju Andrzej Seweryn, filmowy Zdzisław Beksiński do swej żony, Zofii zaraz po śmierci swej mamy. Znacie temperaturę tego okrzyku ze swych domów, bo brzmi on jak "Listonosz przyjechał", "Nastaw wodę na herbatę" czy "Włącz telewizor, mecz się zaczyna". Śmierć jest tu wybawieniem, a życie przykrym ciężarem, z którym twórczo należy coś zrobić.