Łukasz Bąk: Sportowe audi? Grzybobranie jest ciekawsze
Gdy kilkanaście lat temu, jeszcze jako nastolatek, mieszkałem daleko na południu Polski, nikogo nie dziwiło, że na Wszystkich Świętych spadało dwa metry śniegu, który topniał dopiero w okolicach Bożego Ciała. Żadna telewizja nie informowała przez cały tydzień na żółtym pasku z adnotacją „PILNE”, że na zewnątrz jest -20 stopni Celsjusza. Bo dla wszystkich naturalne było, że „jak jest zima, to musi być zimno”. Nikomu nie przyszło nawet do głowy, żeby zamknąć szkoły – po prostu udawaliśmy się na lekcje na nartach biegowych, co było doskonałym treningiem przed zajęciami z WF-u. A te polegały na ręcznym odśnieżaniu terenu wokół szkoły. W samych T-shirtach, dzięki czemu przez cały następny rok nie mieliśmy nawet najmniejszego kataru.