Z Dawidem Łasińskim rozmawia Paulina Nowosielska
Nauczyciel, co nie boi się internetów. To pan?
Ja. Nie boję się, bo sieć jest genialnym miejscem komunikacji z ludźmi, z którymi nie zawsze mogę spotkać się w realu, a z którymi mamy sobie coś do przekazania. Tym czymś jest wiedza. Bo edukacja to relacja, a internet daje mi zasięg.
Reklama
W pana przypadku to blisko 1,4 mln wyświetleń na YouTubie, ok. 40 tys. subskrybentów i niemal 10 tys. fanów strony Pan Belfer na Facebooku. Tyle się ostatnio mówi w szkołach o uzależnieniu nastolatków od sieci, a pan ich jeszcze do tej sieci przyciąga…
Reklama
Oni już tam są, więc nikogo siłą nie wciągam. Pokazuję, że można robić coś innego niż straszyć rodziców wynikami badań o tym, ile czasu z komórką w ręku spędzają dzieci. Albo organizować kampanie ostrzegające przed szkodliwymi skutkami zamieszczania w sieci zdjęć czy filmików, które kogoś ośmieszają. Im więcej dobrego wrzucę do sieci jako nauczyciel, im więcej osób zachęcę do twórczego korzystania z niej, tym bezpieczniejszym będzie ona miejscem.
Taka idea przyświecała stworzeniu Pana Belfra?
Tak się nazywam w mediach społecznościowych, taki jest mój kanał na YT. Ale zaczynałem jako zwykły nauczyciel tablicowy. Czyli taki, co kredą rysuje w klasie wiązania chemiczne. Zawsze jednak chciałem robić coś więcej. Najpierw w 2008 r. w gimnazjum w Koziegłowach, niewielkim mieście pod Poznaniem, założyłem z uczniami kanał na YT. Robiliśmy filmy promujące szkołę, relacje z ważnych wydarzeń. Chodziło o to, by dzieciaki po lekcjach nie uciekały do miasta i szwendały się po galeriach handlowych, ale by je integrować. I do tego właśnie służył mi ten „zły” internet, który ponoć zabija relacje między ludźmi. Od 2012 r. zaczęliśmy pracować w grupie na FB. Ustalaliśmy tam wszystkie szczegóły naszych planów, które potem w realu sprawnie realizowaliśmy. Po reformie edukacji w 2018 r. przeniosłem się do liceum w Bolechowie i dalej rozkręcałem swoją działalność.