Migalski na blogu w serwisie salon24.pl opisuje, jak TVN w "Faktach" wyglądałą relacja z przesłuchania Drzewieckiego: "Trwała nie dłużej niż minutę i ograniczała się do pokazania przekomarzania się głównego bohatera z Beatą Kempą o to, czy zapisałaby się do Platformy. Nic, słownie nic, o meritum sprawy, o aferze, o gniciu państwa".

Reklama

Europoseł PiS ma dwie koncepcje w tej sprawie.

"W najlepszym wypadku można to tłumaczyć profilem tej stacji, swoistym infotainment, zabawianiem się na śmierć. W najgorszym - świadomym działaniem na rzecz swych politycznych przyjaciół, jak to określił niezrównany Andrzej Wajda" - kpi Migalski.

Polityk, który kiedyś był politologiem oskarża, że to próbka tego, co będzie się działo, gdy partia Donalda Tuska przejmie media publiczne.

"To będzie poważne ograniczenie demokracji, bo zlikwiduje się faktycznie (choć nie formalnie) pluralizm informacyjny. A to oznaczać będzie jedno - fasadowość i pozorność demokratycznego charakteru naszego ustroju" - uważa Migalski.

Reklama

Europoseł zahacza też o zapewnienia PO, że odpolityczni media publiczne. Jego zdaniem kłam tym obietnicom zadają nominacje Bronisława Komorowskiego do KRRiT Krzysztofa Lufta i Jana Dworaka.

"Zarówno tryb ogłoszenia mianowania panów Lufta i Dworaka (w dwa dni po rzeczywistej nominacji), jak i uzależnienie obu nominatów od partii - matki (obaj byli członkami PO i obaj medialnie ją obsługiwali do wczoraj jeszcze) jasno pokazują, jakimi bajkami były opowieści z mchu i paproci o odpolitycznieniu przez PO mediów publicznych. Bardzo chciałbym zobaczyć dziś durnowate twarze tych wszystkich publicystów, którzy święcie wierzyli w zapewnienia polityków PO, że oni na serio chcą usunąć się z TVP i PR. No, ale miłość jest ślepa, miłość do PO zwłaszcza" - kończy swój wpis na blogu Marek Migalski.