Polska Agencja Prasowa: Profesor Barbara Engelking zaliczana jest do grona badaczy związanych z tzw. „nową szkołą badań nad Holokaustem”. Czym ten nurt badań odróżnia się od badań nad ludobójstwem dokonywanym przez Niemców prowadzonych przez niemal 80 lat?
Prof. Jan Żaryn: Ta "nowa szkoła" opiera się na działaniach historyków, którzy w mniej lub bardziej rzetelny sposób próbują udowodnić generalną tezę, że odpowiedzialność za Holokaust spada nie tylko na Niemców, ale w dużej mierze również narody wyznające katolicyzm. Jako że Holokaust dokonał się w dużej części na ziemiach polskich, to badacze związani z tą szkołą wysnuwają wniosek, że Polacy byli przychylni działaniom Niemców, a ich postawa była kontynuacją „chrześcijańskiego antysemityzmu" szalejącego w okresie międzywojennym. Ta teza jest udowadniana na różne sposoby, między innymi manipulowanie źródłami historycznymi.
Analizy literatury pióra pani Engelking i Jan Grabowskiego podjął się między innymi dr Piotr Gontarczyk. Pokazał w jaki sposób dokonuje się wyboru źródeł, aby udowodnić z góry założoną tezę o współodpowiedzialności Polaków za zbrodnie na Żydach. W sposób szczególny dotyczy to ocen wobec społeczności wiejskich i specyfiki ich funkcjonowania pod okupacją niemiecką. W ten sposób „nowa szkoła” oddala się od tradycyjnego nurtu badań, których celem jest opisanie rzeczywistości, taką jaką była, niezależnie od założeń ideologicznych.
"Stara szkoła" opierała się na warsztacie historycznym, którego celem jest dotarcie do prawdy historycznej, a "nowa szkoła" -ma na celu zbudowanie też potrzebnych współcześnie i dopasowanie do nich faktów. Powody dla których to się czyni jest wiele, ale najważniejszym jest zacietrzewienie intelektualne środowisk, które odczuwają niechęć wobec katolicyzmu. Ta niechęć w dużej mierze nastraja do budowania tez antypolskich i antychrześcijańskich. Ten przekaz pojawia się między innymi w narracji amerykańskiego Muzeum Holokaustu oraz wielu filmach fabularnych, które sugeruje istnienie podglebia kulturowego dla Holokaustu w Europie Środkowej.
Pojawiły się również zarzuty fałszowania historii pomocy udzielanej przez Polaków i Polskie Państwo Podziemne. Barbara Engelking twierdziła, że Polacy fałszują „historię na wiele rozmaitych sposobów”. Jakie podstawy do wysuwania tak jednoznacznych oskarżeń?
Prof. Jan Żaryn: Myślę, że prof. Barbara Engelking jest ostatnią osobą, która powinna wysuwać takie zarzuty. Przypomnę po raz kolejny o benedyktyńskiej pracy dr Piotra Gontarczyka, aby pokazać jak fałszowano źródła w sposób zbliżony do historiografii z czasów PRL. Przykładem może być „podmiana” „policji żydowskiej” na „policję gettową” oraz niechęć do opisywania kontekstu działań administracji, która pod karą śmierci była obciążana przez Niemców obowiązkami represjonowania Żydów. W takich wypadkach nie można więc mówić o jakiejkolwiek dobrowolności działań, ale przymusie wprowadzonym przez okupantów. Próbom przymusowego włączenia Polaków do niemieckiego procederu zbrodni bardzo wyraźnie sprzeciwiał się między innymi arcybiskup krakowski Adam Stefan Sapieha. Ta „nowa szkoła” badań wyraźnie odrzuca możliwość zajęcia się badaniem tych kwestii.
Wyjątkowość polskich prób ratowania ludności żydowskiej polega między innymi na powołaniu przez Polskie Państwo Podziemne specjalnej agendy mającej na celu udzielanie pomocy żydowskim obywatelom RP. Stworzono nie tylko Radę Pomocy Żydom "Żegota", ale również ścieżkę finansowania pomocy przez rząd i Delegaturę Rządu na Kraj. Pomocy udzielali także polscy dyplomaci. Działano również na rzecz dostarczania światu informacji na temat niemieckich zbrodni. Pomoc Żydom była więc jednym z celów rządu na uchodźstwie oraz Polskiego Państwa Podziemnego. Co równie istotne Polacy pomagali swoim żydowskim współobywatelom poprzez pomoc systemową i incydentalną, która pozwalała na ukrycie się przed okupantami. Ta incydentalna pomoc była bardzo ważna w łańcuchu dobrych rąk i serc, który mógł liczyć nawet milion Polaków. Nie oznacza to, że wszyscy ratowali Żydów poprzez ich długotrwałe ukrywanie, tak jak robiła to moja rodzina w majątku Szeligi. Czasem wystarczało wsparcie, kilkunastominutowa pomoc, pozwalająca znaleźć bezpieczną kryjówkę przed Niemcami.
Wielkie zasługi dla ratowania Żydów miał także Kościół, którego instytucje i zakony przyjmowały i ukrywały Żydów. Te sprawy wymagają dalszych, pogłębionych i systematycznych badań. To jedno z zadań powstałego w 1998 roku Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów. Zachęcam historyków do docierania do kolejnych świadectw i gromadzonych archiwów. Można z nich wysnuwać niezwykle ciekawe wnioski, między innymi dostrzec, że niezależnie od przedwojennych poglądów ideowych dochodzi do spotkania między Polakiem i potrzebującym pomocy Żydem i ujawnia się gama wielu postaw. Wśród nich najpowszechniejszy jest lęk. Opowieści o jego przełamywaniu są niezwykle ciekawe do analizy przez historyków. Nikt systematycznie nie opisał też pomocy udzielanej przez poszczególne warstwy społeczne, na przykład w dworach szlacheckich. Nieopisana jest pomoc także w wielu miastach.
Pierwszy badacz Holokaustu Emanuel Ringelblum pisał: "Obecnie mózg sili się nad rozwiązaniem zagadki: jak to się stało, że Żydzi - przeważnie inteligenci, byli adwokaci - sami przykładali rękę do zagłady swoich braci". Czy w pana opinii w działaniach "nowej szkoły badań Holokaustu" widać niechęć do pochylania się także nad tak trudnymi pytaniami stawianymi przez Ringelbluma ponad 80 lat temu?
Ringelblum napisał wiele mądrych zdań opisujących spektrum postaw społeczności żydowskiej wobec członków swojej wspólnoty oraz Niemców. To także pytania o postawę żydowskiej policji i wykonywanie przez jej funkcjonariuszy poleceń okupantów w imię ratowania swojego życia. Z jednej strony mamy takie postawy, a z drugiej bojowców z ŻOB i ŻZW. Także kolaboracja środowisk żydowskich nie ma jednego imienia, jest złożonym problemem. Te wszystkie tematy mogłyby być podejmowane w zaciszu przestrzeni badawczej, ale niestety wciąż pojawiają się działania mające na celu skłócenie obu społeczności.
Rozmawiał: Michał Szukała