Najpierw Trybunał Konstytucyjny, później Krajowa Rada Sądownictwa, teraz
Sąd Najwyższy. Sprawującym władzę nie można odmówić jednego:
konsekwencji. Czy jest w tym coś więcej? Jak choćby prawdziwa wizja
wymiaru sprawiedliwości, a zatem jakiś pełny, idealny jego obraz, który
ma być urzeczywistniany? I o którym moglibyśmy (moglibyśmy?) rzeczowo, a
nie tylko emocjonalnie rozmawiać w nadziei, że jedni drugich chcą
wysłuchać?
Nie jestem pewien, czy jakikolwiek projekt polityczny, nawet bardzo ambitny albo w zamiarze wręcz rewolucyjny, uzasadnia tę stratę. I czy nawet z tego – politycznego – punktu widzenia strata rzeczywiście była konieczna. Nie wspominając już o tym, o czym politycy zwykle nie chcą pamiętać, że choćby i najsłuszniejsze cele nie przesłaniają metod.
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 18 lipca – jeśli brać pod uwagę tylko
jego sentencję – oznaczał jedno: w latach 1998–2006 nie było w polskim
prawie przepisów pozwalających skutecznie (!) opodatkować ukrywane
dochody.