Sprawdziliśmy o ile wzrosło zadłużenie osób, które brały kredyty we franku tylko w latach 2007-2009. Wyniki są przerażające. Gdy ówcześni amatorzy szwajcarskiej waluty pożyczyli 68 mld zł, to po przeliczeniu długu po piątkowym kursie (3,26 zł), mają do oddania około 100 mld zł. Grupę osób winną więcej niż pożyczyła można szacować łącznie na około 300 tys. Gdyby dziś chcieli sprzedać swoje nieruchomości i spłacić kredyt, musieliby oddać od około 10 do niemal 60 proc. więcej niż kilka lat temu wypłacił im bank. Nie łatwo w takiej sytuacji sprzedać mieszkanie wychodząc z transakcji bez straty.



Reklama

Największy udział w napompowaniu frankowego zadłużenia mają osoby, które brały kredyty w II i III kwartale 2008 roku. Wtedy frank przeżywał apogeum popularności. Na każde pożyczone na nieruchomości 100 zł ponad 70 zł pochodziło z kredytu właśnie w tej walucie. Na nieszczęście dość licznej grupy kredytobiorców (ok. 100 tys. osób) zbiegło się to czasie z rekordowo niskimi notowaniami CHF.

Jak wynika z danych NBP, średni kurs franka w II kwartale 2008 roku wynosił 2,12 zł, a w III jeszcze mniej, bo 2,05 zł. I to po tych kursach Polacy pożyczyli we franku 25,25 mld zł. Dziś po przeliczeniu tych kredytów po piątkowej cenie franka – 3,26 zł – do spłacenia w złotych jest o ponad połowę więcej. To dodatkowe 14 mld zł.



W niewiele lepszej sytuacji są amatorzy franka z 2007 roku. Ich kredyty spuchły z 22,7 mld zł do ok. 32 mld zł. A byłoby więcej, gdyby nie fakt, że frank kosztował wówczas przez większą część roku 2,30 zł, a był i kwartał ze średnią 2,40 zł.



Reklama

Rok 2009 to już przykład skrajnie odmienny. Jak wynika z naszych szacunków frankowe zadłużenie z tego okresu powiększyło się w efekcie skoku kursu o niecały miliard złotych. W 2009 roku kurs franka poszedł już w górę i oscylował średnio w granicach 2,76-3,00 zł, a banki zablokowały sprzedaży kredytów w tej walucie (udzieliły kredytów za niecałe 7 mld zł).



Spłacającym kredyty we franku, szczególnie te zaciągnięte w latach 2007 i 2008, trudno też pocieszać się wzrostem zdobytej w ten sposób nieruchomości, bo właśnie na ten okres przypadł rekordowy wzrost cen mieszkań, domów i działek, i zdecydowana większość z nich jest dziś wyceniana niżej.