Pierwsza elektrownia jądrowa w Polsce będzie budowana przez Westinghouse – przewiduje uchwała podjęta wczoraj przez rząd. Premier Mateusz Morawiecki wyraził też gotowość do uruchomienia drugiego projektu jądrowego, prywatnego, realizowanego przez ZE PAK, PGE i koreańskie KHNP, promowanego przez wicepremiera Jacka Sasina. Padła też deklaracja dotycząca trzeciego projektu. Inwestycja pod państwowymi skrzydłami miałaby powstać w centralnej Polsce. Dokładna lokalizacja będzie wskazana w najbliższych miesiącach bądź kwartałach, o czym pisaliśmy na łamach DGP. Widzimy, jak najbardziej, przestrzeń dla tych trzech dużych projektów tradycyjnej energetyki jądrowej - mówił wczoraj szef rządu.
Ocena ekspertów
Eksperci podkreślają, że aby zrealizować ten projekt, będziemy jeszcze musieli pokonać wiele przeszkód. Maciej Lipka z Narodowego Centrum Badań Jądrowych podkreśla, że nadal nie jest znany model finansowania oraz udział w nim partnera zagranicznego.
Mam nadzieję, że rząd, podejmując dziś uchwałę, wie, jak będzie sfinansowana ta inwestycja. Obawiam się jednak, że tak nie jest, nie ma tam szczegółów - mówi Bartłomiej Derski z portalu WysokieNapiecie.pl.
Jak zaznacza, pierwsza zasadnicza rzecz to podział udziałów. Dziś kluczowe jest znalezienie firm, które wniosą swój kapitał do inwestycji. To pewnie będzie ok. 20 proc. całej inwestycji, 80 proc. będzie finansowane długiem - tłumaczy.
Reklama
W jego ocenie prawdopodobnie Koreańczycy i Francuzi, którzy w przypadku pierwszej elektrowni przegrali z Amerykanami, mieli większą skłonność do objęcia udziałów niż Amerykanie. Co jest dość naturalne, bo Westinghouse nie jest firmą energetyczną, nie jest operatorem, on tylko chce dostarczyć sprzęt i nie chce się angażować kapitałowo. EDF i KHNP jednocześnie są też firmami energetycznymi - wyjaśnia.
Kolejna ważna sprawa – w jego ocenie – dotyczy tego, skąd i na jaki procent będzie pozyskane finasowanie. Zauważa, że wysokie stopy procentowe, z którymi mamy obecnie do czynienia, oczywiście będą zwiększać koszty tej inwestycji.
Następna kluczowa kwestia, którą wymienia, to pozyskanie zwrotu z tego kapitału. Jak mówi, trudno sobie wyobrazić taki projekt bez kontraktu różnicowego czy innej formy zagwarantowania przez rząd tego, że odbiorcy zapłacą konkretną kwotę za tę energię elektryczną. Być może wrócimy do koncepcji opłaty atomowej na rachunku za energię, analogicznie do opłaty OZE, która pokrywa inwestycje w odnawialne źródła - uważa Derski.
Boję się, że już zaciągniemy pewne zobowiązania, a nawet nie jest pewne, że projekt dojdzie do skutku. To rodzi ryzyka po naszej stronie, na razie Amerykanie dzięki temu są w dobrej pozycji, bo to oni będą mogli na nas wymuszać ustępstwa - zaznacza, dodając, że np. Węgry najpierw ułożyły sobie kwestie dotyczące finansowania i dopiero potem podpisały kontrakt.
"Nie było to poddane krytyce naukowej"
Piotr Maciążek, redaktor w Strefainwestorow.pl, zwraca uwagę, że przez ostatnie siedem lat nic nie mówiono o modelu finansowania. Zaś w styczniu w czasopiśmie SGH pojawił się artykuł dwóch urzędników resortu klimatu i środowiska, którzy ogłosili model SaHo, spółdzielczy. Problem w tym, że nie było to poddane krytyce naukowej i jest to model czysto teoretyczny, nigdzie niewdrożony - zaznacza. Tymczasem, jego zdaniem, powinniśmy swoje plany opierać na rozwiązaniach, które sprawdziły się w innych krajach.
Innego zdania jest Maciej Lipka. W jego opinii optymalny model powinien zmierzać do maksymalnego zaangażowania kapitału krajowego, tak by obniżyć jego koszt. Na przykład SaHo jest właśnie takim - mówi.
Komisja Europejska zablokuje projekt?
Jednak, jak zauważa Piotr Maciążek, raf przed tym programem jest więcej. Mimo to, w jego ocenie, Komisja Europejska, ze względu na wojnę, nie zablokuje tego projektu, ale może go opóźnić, bo nie tylko nie zachowano się w tej sprawie transparentnie, ale nawet nie rozważono oferty europejskiego gracza. – W efekcie pytanie, czy termin uruchomienia elektrowni w 2033 r. jest realny, a jeśli nie jest realny, to pytanie, czy czeka nas blackout, biorąc pod uwagę kondycję naszego systemu energetycznego? Bardziej obawiam się nie o to, czy, ale kiedy powstanie u nas elektrownia jądrowa, bo czas zaczyna mieć bardzo duże znaczenie w Polsce – konkluduje Piotr Maciążek.
Także Maciej Lipka zwraca uwagę na to, że nie wiadomo, jak Bruksela podejdzie do pomocy publicznej, bez której nie mogą się obyć duże projekty infrastrukturalne, w sytuacji kiedy nie było konkurencyjnego procesu wyboru oferenta. ©℗
Komisja Europejska ze względu na wojnę, nie zablokuje tego projektu ale może go opóźnić