Tegoroczna elekcja odbędzie się w warunkach największych represji w historii poradzieckiej Rosji. Wczoraj minął termin na złożenie podpisów poparcia przez polityków niereprezentujących partii parlamentarnych. Wśród nich był popierany przez większą część opozycji Boris Nadieżdin, który sam jest jednak daleki od obrazu demokratycznego dysydenta.

Reklama

Wcześniej Centralna Komisja Wyborcza (CWK) zarejestrowała czterech kandydatów. Wśród nich był Władimir Putin, co do którego nikt nie ma wątpliwości, że w marcu zdobędzie piątą w sumie, a trzecią z rzędu kadencję. Będzie ona możliwa ze względu na zmianę konstytucji, która – choć zachowała dwukadencyjny limit dla prezydentów – sprawiła, że kadencje Putina znów są liczone od zera. Obecny prezydent złożył w CWK 305 tys. podpisów. Trzech innych polityków skorzystało z drugiej furtki: partie obecne w parlamencie mogą wystawiać kandydatów bez konieczności zbierania podpisów. Jednak ugrupowania te zdecydowały się raczej postawić na sparingpartnerów niż realnych konkurentów.

I tak komunistów nie będzie reprezentował 79-letni lider Giennadij Ziuganow, ale młodszy o cztery lata poseł Nikołaj Charitonow. Nowych Ludzi, partię stworzoną na zamówienie administracji Putina, by reprezentowała klasę średnią, ma przedstawiać poseł Władisław Dawankow. I tylko Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji wystawiła lidera Leonida Słuckiego, choć pod względem charyzmy daleko mu do zmarłego w 2022 r. założyciela partii Władimira Żyrinowskiego. Jak pisze Meduza, Kreml zamierza przyznać Słuckiemu, znanemu z ostrej retoryki pod adresem Zachodu, honorowe drugie miejsce, a władze lokalne mają mu pomagać w kampanii. Ostatnia partia parlamentarna, Sprawiedliwa Rosja, nawet nie udaje, że stanowi alternatywę, i popiera kandydaturę Putina.

Odkąd Rosja w 2022 r. zaatakowała Ukrainę, partie te przestały odgrywać rolę systemowej opozycji. Podpisy ich liderów znajdują się pod większością drakońskich projektów ograniczających swobody obywatelskie. Wczoraj Duma przyjęła ustawę przewidującą konfiskatę majątku za dyskredytację armii, przez co sądy rozumieją krytyczne komentarze o przebiegu wojny z Ukrainą. Pozwoli to zwłaszcza na nacjonalizację majątku Rosjan, którzy wyemigrowali po 24 lutego 2022 r. – Bezwzględna większość popiera konieczność karania zdrajców, którzy z zagranicy obrzucają błotem nasz kraj, żołnierzy i oficerów uczestniczących w specjalnej operacji wojskowej (SWO – red.), popierają i finansują nazistowski reżim kijowski – mówił przewodniczący parlamentu Wiaczesław Wołodin. Projekt był ponadpartyjny, a wśród inicjatorów byli także Charitonow, Słucki i Ziuganow.

Reklama

Chętni reprezentujący partie pozaparlamentarne musieli zebrać 100 tys. podpisów, przy czym na każdy podmiot federacji (czyli m.in. obwody i republiki) mogło przypadać najwyżej 2,5 tys. Teoretycznie ma to gwarantować, że kandydat cieszy się ponadregionalnym poparciem. Jeszcze wyżej postawiono poprzeczkę kandydatom niezależnym. Ci muszą przedstawić 300 tys. podpisów, ale nie więcej niż 7,5 tys. z każdego podmiotu i nie więcej niż 315 tys. w sumie. Ta ostatnia zasada tylko na oko wygląda nielogicznie. W praktyce pozwala, by CWK po zakwestionowaniu 5 proc. podpisów mogła odrzucić dowolną kandydaturę. Z czworga kandydatów, którzy do wczoraj walczyli o autografy, największe zainteresowanie budzi Boris Nadieżdin z Inicjatywy Obywatelskiej. Kandydat przywiózł wczoraj do CWK 105 tys. podpisów. Otwarte pozostaje pytanie, czy zostanie zarejestrowany; bardziej od niego radykalna dziennikarka Jekatierina Duncowa nie została dopuszczona nawet do etapu zbiórki podpisów.

Zwłaszcza że Nadieżdinowi udało się zjednoczyć opozycję. Przychylnie wypowiadali się o nim przedstawiciele emigracyjnych i uwięzionych liderów w rodzaju Michaiła Chodorkowskiego i Aleksieja Nawalnego. Co więcej, pod punktami zbiórki podpisów ustawiały się długie kolejki, co tym bardziej entuzjastycznie nastawionym opozycjonistom przypominało sceny z 2020 r. z Białorusi, gdzie tłumy wyborców podpisywały się pod listami Swiatłany Cichanouskiej. Nawet jego nazwisko brano za dobrą wróżbę, bo pochodzi ono od słowa „nadieżda”, czyli nadzieja. W praktyce Nadieżdin ma długą historią związków z władzą. Był m.in. członkiem pseudoliberalnej prokremlowskiej Partii Wzrostu (w tych wyborach poparła ona Putina). Jak sam przyznał we wtorkowej rozmowie z Meduzą, przeszedł niegdyś na „ty” z Siergiejem Kirijenką, który dziś w imieniu Kremla zajmuje się polityką wewnętrzną i integracją okupowanych obszarów Ukrainy. Zamiar startu w wyborach ogłosił w nacjonalistycznej telewizji internetowej Russkij marsz TV. Nadieżdin od lat utrzymuje kontakty z jej założycielem Dmitrijem Diomuszkinem.

Choć wzywa do zakończenia wojny, unika deklaracji w sprawie docelowego przebiegu granic Rosji. – Rosjanie dobrze walczą, ale problem w tym, że po tamtej stronie są tacy sami Rosjanie, choć nazywają się Ukraińcami – tłumaczył kanałowi RTVI. – Kandyduję na prezydenta Federacji Rosyjskiej, nie Ukrainy ani Unii Europejskiej. Kiedy będę obejmował urząd, złożę przysięgę na konstytucję – odpowiedział Meduzie na pytanie o Krym. W konstytucji zapisano tymczasem nie tylko rosyjskość Krymu, ale i ukraińskich obwodów anektowanych w 2022 r. – Będę działać w interesach obywateli Federacji Rosyjskiej, włącznie z tymi, którzy żyją na Krymie – dodawał Nadieżdin. Wykluczył też możliwość postawienia Putina przed rosyjskim sądem albo wydanie go Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu, który ściga prezydenta za udział w porywaniu ukraińskich dzieci. Wcześniej „Wiedomosti” pisały, że Kreml planuje wystawienie w wyborach kandydata zbierającego głosy liberałów. Poniedziałkowy sondaż Russian Field dał Nadieżdinowi drugie miejsce i 8 proc. poparcia. Putin według tego ośrodka może liczyć na 62 proc. ©℗

Sprawujący władzę prezydent zostanie w marcu wybrany na piątą kadencję

Reklama