Na rynku prywatnych klinik okulistycznych zawrzało. Ich właściciele przerazili się, że stracą pewnych klientów, czyli chorych czekających na zabieg usunięcia zaćmy. To procedura na którą się czeka do publicznej placówki nawet i kilka lat. Wielu pacjentów woli zapłacić za to z własnej kieszeni. Tymczasem teraz zgodnie z dyrektywą transgranicznią będzie można pojechać na zabieg zagranicę (w UE) i otrzymać zwrot pieniędzy od NFZ. Fundusz bowiem pokrywa koszty świadczeń zagranicznych do wysokości ich refundacji w Polsce. To jednak oznacza, że leczenie np. w Czechach będzie dla polskich pacjentów bezpłatne, jeżeli nie liczyć kosztów dojazdu. Tam zabieg kosztuje ok. 2 tys. zł, NFZ obecnie wycenia go na 2, 8 tys. do 3, 5 tys. zł.
Aby zniechęcić do wyjazdów kliniki wysuwają najcięższe argumenty - te medyczne. I przekonują, że usuwanie zaćmy np. w Czechach wiąże się zdecydowanie większym ryzykiem dla pacjenta. - Dyrektywa to gwarancja wzrostu liczby powikłań – ostrzega Krzysztof Macha, wiceprezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Prywatnych OSSP. I dodaje, że nie da się maksymalnie obniżyć kosztów, bo to oznacza, że dana palcówka oszczędza na materiałach, daje np. gorszej jakości soczewki – mówi Macha, który jest też dyrektorem Kliniki Okulus Plus w Bielsku. Nie powołuje się jednak na żadne badania, które by popierały jego tezę. Tłumaczy jedynie, że konsekwencje mogą być opłakane: na polskim rynku wszyscy zaczną obniżać ceny, a co za tym idzie i standardy.
Najbardziej zagrożone regiony to oczywiście te blisko granicy. A jest się czego bać, bo nasi sąsiedzi już wyczuli rynek, np. w czeskim Cieszynie powstała placówka nastawiona głównie na polskich pacjentów. A konkurencja będzie bardzo nierówna – nawet jeżeli polskie placówki obniżą koszty i tak placówki południowych sąsiadów będą atrakcyjniejsze, bo za zabiegi tam NFZ zwraca pieniądze. W Polsce już nie.
I rzeczywiście poczucie bezpieczeństwa, możliwość rozmowy w rodzimym języku to może być jedyny atut polskich placówek.
Wysokie koszty zabiegów w Polsce są m.in. związane z tym, że jesteśmy jednym z niewielu europejskich krajów, w których katarakta jest usuwana w trybie szpitalnym. 90 proc. zabiegów w innych państwach – jak wynika z analiz OECD - jest robiona ambulatoryjnie, co jest zdecydowanie najtańsze. – Jednak nie dla każdego pacjenta najbezpieczniejsze – dodaje Alina Górniak – Bednarz, konsultant małopolski w dziedzinie okulistyki.
Jeżeli dojdzie do jakichkolwiek powikłań, nie zostaną dotrzymane standardy, pacjent zawsze ma prawo dochodzić swoich praw i to niezależnie czy będzie ona wykonywana w ramach dyrektywy transgranicznej, prywatnie czy też publicznie. Odpowiedzialna jest zawsze dana placówka.